Liczba wyświetleń w ostatnim miesiącu

30 kwietnia 2015

Wyzwanie i jak to się zaczęło z Jogą 

                          Nawyki wyrabia się bardzo ciężko, a jeszcze gorzej zmienia się stare nawyki na nowe. Bardzo wyraźnie widzę to u moich pacjentów u których chodzi o zmianę pewnych nawyków ruchowych.
Ale trzeba próbować, walczyć, i podejmować nowe wyzwania.
Dla niektórych moje wyzwanie może wydawać się proste, śmieszne i niepotrzebne. Ale ja wiem, że dla mnie nie będzie takie proste. A bardzo potrzebne.




Kilka słów jak to się właściwie zaczęło....

                        Od dwóch lat praktykuje Jogę. Kiedyś bywałam na jakiś pojedynczych zajęciach ale traktowałam je jak zwykły fitness, zresztą osoby prowadzące zajęcia też tak do sprawy podchodziły. Miałam jedną czy dwie książki, próbowałam sama się do tego zabrać ale mi nie wychodziło. Jednak coś w głębi serca mi podpowiadało, że to jest dla mnie, że joga jest tym czymś czego poszukuje. Jednak minęły lata a ja chodziłam na różne zajęcia fitnessowe po kilka miesięcy, bo potem przychodziła nuda.
Aż do stycznia 2 lata temu:) Naprzeciwko mojego domu, po drugiej stronie ulicy i torów, maleńki fitness w willi. Poszłam. I się zaczarowałam. Sposobem prowadzenia zajęć, podejściem nauczycielki, tym co mówi. Poszłam kolejny raz, potem pierwsze warsztaty, więcej zajęć, warsztaty wyjazdowe. I tak to się zaczęło.
Nie obyło się bez kryzysów - ale nie wynikało to z nudy, nawet gdy przestawałam chodzić na zajęciach i tak praktykowałam w domu. Moje przerwy wynikały z tego, że odpuszczałam. Była jesień, zima, ciemno - ciężko wyjść z domu.  Dotarło do mnie jaka jestem słaba, jak łatwo się poddaję. Wiem, teraz wiem, że gdybym wtedy nie odpuściła teraz byłabym  o wiele dalej. Ale odpuściłam. A kiedy przestajesz chodzić na zajęcia a nie masz jeszcze tyle wiedzy i wprawy i dyscypliny aby samemu w domu sumiennie praktykować, zaczyna się nudzić i powoli gaśnie w Tobie co co przez miesiące budowałeś, tworzyłeś.

                         Z początkiem kolejnego roku chciałam wrócić na zajęcia, moja nauczycielka była wtedy w Indiach w szkole Jogi, więc postanowiłam ze pochodzę do osoby, która ją zastępowała.
Nie zdążyłam przyjść na zajęcia. W styczniu moi Rodzice mieli tragiczny wypadek samochodowy. Tato wyszedł bez najmniejszego fizycznego urazu. Mama była w stanie krytycznym.
Cały świat zaczął się kręcić wokół rodziców, wokół Mamy. Nikt nie wiedział co będzie dalej.
Chyba nigdy w życiu wcześniej nie przeżyłam takiego potężnego stresu.
Uratował mnie powrót mojej nauczycielki, powrót na zajęcia, wyjazd na warsztaty w marcu i długie rozmowy z nauczycielką. Dziś  uważam, że dzięki temu przetrwałam , nie poddałam się, nie panikowałam tylko byłam w tym wszystkim i na bieżąco z dnia na dzień stawialiśmy Mamę na nogi.
Dziś nie jest idealnie, po takim urazie głowy nie możemy oczekiwać nie wiadomo czego, ale Mama jest z nami, fizycznie jest zupełnie sprawna, i buduje swój świat od nowa choć wiem ze łatwo jej nie jest. Wie, że było inaczej, ale od momentu wypadku dokładnie 15 miesięcy temu, kiedy nie było wiadomo czy w ogóle przeżyje, zrobiła gigantyczny postęp, umie już znowu czytać , pisać, uczy się na nowo komputera, samodzielności. Najgorsze są emocje i depresja. Ale walczy i my walczymy też dalej.


A ja, po zimowej drzemce kiedy to znów pod koniec ubiegłego roku odpuściłam trochę zajęcia, wróciłam w lutym do regularnej praktyki.
I znów lepiej się żyje, spokojniej, jest więcej energii na wszystko. Reset na praktyce jogi jest totalny, potem umysł jest bardziej wydajny, chłonny, ale też spokojniejszy.
I pomyślałam ,że skoro tak, to się układa ,że gdy przychodzi jesień zima ja odpuszczam, zamykam się w skorupce, wracam z pracy i dalej nie chcę już nigdzie iść, wychodzić to muszę wyrobić w sobie nawyk, taki nawyk żebym źle się czuła gdy tego czegoś nie zrobię.


                                              Postanowiłam budować w sobie nawyk porannej PRANAJAMY - czyli pracy z oddechem. Cudownie budzą, oczyszczają, przygotowują do nowego dnia. Podobno Powitania Słońca i poranna Pranajama zmienia wszystko - tak mówią Jogini. Ale chcę przekonać się sama.
Wstaje o 6 rano, tak normalnie a więc muszę stać 15 min wcześniej, Tylko 15 min, nie dużo prawda.
A jednak kusi zostanie 15 min w ciepłym łóżku.

Dziś kiedy pisze ten post to już 3 poranek za mną. Zastanawiam się ile dni zajmie mi wyrobienie nawyku czyli dojście do punktu w którym będę źle się czuła gdy ominę poranną praktykę.

1 DZIEŃ - 29.04.2015,
2 DZIEŃ - 30.04.2015,
3 DZIEŃ - 1.05.2015, 

Dziś akurat miałam rano więcej czasu, wiec udało mi się zrobić i Pranajamę i Powitania Słońca i kilka asan rozciągających. 
Jak się czuję? Rewelacyjnie gotowa na nowy wspaniały dzień.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz